
Akcja ratunkowa Polaków na zimowej Nanga Parbat.
Akcja Ratunkowa polskich ratowników na Nanga Parbat.
Akcja Ratunkowa polskich ratowników na Nanga Parbat.
W Skład drużyny ratowników weszli: Denis Urubko, Adam Bielecki, Jarosław Botor, Piotr Tomala.
Rozmowa hiszpańskiego dziennikarza z Denisem Urubko, zaraz po tym jak ratownicy przylecieli śmigłowcem do Skardu:
Denis pomimo zmęczenia w wyniku odbycia najtrudniejszej w historii himalaizmu akcji ratunkowej, udzielił odpowiedzi na moje pytania i opowiedział, jak przebiegała akcja ratunkowa dla zespołu Elizabeth i Tomasza.
Denis Urubko:
„To wspaniałe doświadczenie pomóc przetrwać takiej niezwykłej osobie jaką jest Elizabeth Revol”
Dario:
-Wyrazy szacunku za to co zrobiliście…
Denis:
-Ludzie powinni sobie pomagać, zwłaszcza alpiniści i zwłaszcza jeśli są to tak niezwykłe osoby jak zespół Eli i Tomka, których bardzo szanuje. Było to unikatowe doświadczenie pomóc przetrwać trud z jakim przyszło zmierzyć się Elizabeth podczas samotnego zejścia z piekielnie trudnej góry jaką jest Zimowa Nanga Parbat 8126 m.n.p.m.
Dario:
-Zmęczenie daje się we znaki… Jeszcze nie zmrużyłeś oczu?
Denis:
-Oczywiście, jestem zmęczony. Od ponad 20 godzin nie dostarczyłem żadnych płynów do organizmu. Wzrok mam naruszony przez promienie słońca, którego promieniowanie na wysokości dosłownie chce spalić oczy… Ale mimo wszystko jestem zadowolony. Wraz z resztą ratowników odpoczniemy teraz w Skardu. Wszystkim przyda się ta przerwa. Z poczuciem tego, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy będzie nam łatwiej budować siłę na powrót do bazy pod K2. Nie jesteśmy w 100 % zadowoleni ponieważ nie udało się dotrzeć do Tomka, ale fantastycznym uczuciem jest to, że udało się uratować Elizabeth.
Nigdy wcześniej helikopter nie wylądował tak blisko obozu I-wszego…
Dario:
-Dlaczego zdecydowaliście się przeprowadzić akcję ratunkową drogą Kinschofera?
Denis:
-Droga Kinschofera jest oporęczowana przez ekspedycje komercyjne, także dlatego że w kuluarze znajdowało się stosunkowo mało lodu. Dzięki poręczówkom mogliśmy znacznie szybciej się wspinać, nie musiliśmy poświęcać dużo cennego czasu na zastanawianie się jak przejść poszczególne partie ściany. Wspinaliśmy się z użyciem dwóch czekanów, miejscami przekraczaliśmy lodowe trudności, ale tak jak wspomniałem poręczówki bardzo ułatwiły i przyspieszyły wspinaczkę. Liny, które udało nam się odnaleźć były w dobrym stanie co pozowoliło uniknąć niechcianego dodatkowego ryzyka.
Dario:
-Ile metrów w pionie musiliście się przewspinać żeby dotrzeć do Elizabath? 1000?
Denis:
-Pokonaliśmy około 1200 metórw w pionie… Nie mogliśmy stać ze skrzyżowanymi ramionami, mieliśmy ku temu możliowści i zdecydowaliśmy się z Adamem pomóc innej osobie dając świadectwo tego, że jesteśmy sportowcami, a także istotami ludzkimi. Helikopter przysiadł na wysokości 4800 m.n.p.m, na 100 metrów w pionie od obozu I-wszego. Kiedy zbliżaliśmy się do obozu I-wszego poprosiłem pilota, by nas tam wysadził. Moment, w którym opuściliśmy pokład helikoptera można też nazwać epickim, heroicznym, gdyż od razu zaczęliśmy wspinaczkę.
„Mieliśmy dużo szczęścia: mogliśmy użyć śmigłowca, mielśmy aklimatyzację, byliśmy wyposażenia w niezbędny sprzęt...”
Dario:
-Ile czasu zajęło Wam dotarcie do Elizabeth?
Denis:
-Około 8 godzin, wspinaliśmy się po ciemku była noc. Chcialiśmy iść na lekko, ale musieliśmy zabrać potrzebny ekwipunek do niesienia pomocy; namiot, sprzęt do gotowania, leki… Wykonaliśmy bardzo ciężką pracę, z której jesteśmy zadowoleni. Myślę, że każdy alpinista, w podobnych okolicznościach zachowałby się tak jak my. Mieliśmy dużo szczęscia: mogliśmy użyć śmigłowca, mieliśmy aklimatyzację, były środki na wykonanie akcji, mieliśmy wyposażenie niezbędne do niesienia pomocy… Musieliśmy tylko dać z siebie wszystko… Musieliśmy to zrobić.
Dario:
-Na jakiej wysokości znalazłeś Elizabeth?
Denis:
-Na wysokości około 6000 m.n.p.m około 50 metrów nad obozem II, który znajduję się na wysokości 5950 m.n.p.m. Kiedy tam dotarliśmy było calkowicie ciemno, zupełnie nic nie było widać. Jarek albo Piotrek przez radio podał komunikat, że zauważył światło kogoś schodzącego. Zacząłem krzyczeć, wiało… To był prawdziwy cud usłyszeć głos w odpowiedzi gdy dookoła panowała zupełna ciemność… Była to dla mnie ogromna radość. Wiedziałem, że jesteśmy blisko i będziemy mogli pomóc. To niezwykle silna kobieta, schodziła o własnych siłach w tak ekstremalnej sytaucji… Schodziła powoli aż do miejsca, w którym ją odnaleźliśmy. To był cud. Poczułem, że misja się powiedzie. Piloci śmigłowca wylądowali bardzo wysoko jak na panujące warunki co również było niesamowite. To nam bardzo pomogło, byliśmy relatywnie wysoko. Elizabeth schodząc, aż do momentu odnalezienia, również dokonała niesamowitego wyczynu, wykazała się niezłomnąścią i ogromną siłą mentalną. To niesamowita kobieta!
„Odpoczęliśmy 4 godziny w małym namiocie w obozie 2 i o 6 rano zaczęliśmy schodzić”
Dario:
- W jakim stanie była Eli kiedy ją odnaleźliście?
Denis:
-Była kompletnie rozbita, miała białe przemrożone palce, a tempo jej marszu było bardzo słabe, bo jakieś 20 metrów na godzinę. Miała odmrożenia i oznaki hipotermii, była bardzo zmęczona, ale trzeba powiedzieć, że to kobieta bardzo silna i dokonała czegoś niesamowitego. To prawdziwa alpinistka, która będzie mogła dokonać wielkich rzeczy.
Dario:
-Bardzo ważne, że Eli miała siłę i wolę schodzenia na dół…
Denis:
-Tak! Jest osobą bardzo silną i silnie zmotywowaną.
Dario:
-Jak wyglądało zejście? Czy ewakuacja Eli była trudna?
Denis:
-Nie było trudne. Pracowaliśmy tak jak działa się podczas działań ratunkowych. Musieliśmy przez cały czas uważać na poszkodowaną i to zabrało najwięcej czasu. Odpoczęliśmy w malutkim namiocie 4 godziny i o 6 rano zaczęliśmy schodzenie, kroczek po kroczku, zajęło to dużo czasu, ale zrobiliśmy to z zachowaniem wszystkich zasad bezpiecznej ewakuacji.
Dario:
-Jak Eli przetrwała trzy noce zanim Ją odnaleźliście?
Denis:
-Najlepiej na to pytanie odpowie Ona sama. Niech Eli opowie Wam swoją przygodę. Te kilka godzin odpoczynku spędziliśmy w dwu-osobowym namiocie. Przygotowaliśmy dla niej wodę, daliśmy jej leki i mogła się trochę przespać, opierając się trochę na mnie trochę na Adamie. Byliśmy szczęśliwi, że udało nam się pomóc tak wielkiej alpinistce, tak silnej kobiecie. My nie spaliśmy ani trochę. Ważne, że Elizabeth zasnęła choć na chwilę.
Dario:
-Namiot, w którym odpoczywaliście wnieśliscie sami?
Denis:
-Wnieśliśmy ten lekki namiot biwakowy. Odnaleźliśmy dobrą platformę, żeby go rozłożyć w obozie II na wysokości 5950 m.n.p.m.. Miejsce było wystarczająco komfortowe, żeby trochę odpoczać i co ważne umożliwiło gotowanie wody.
„Musieliśmy podjąć decyzję: pomóc przeżyć Eli czy kontynuować wspinaczkę ze znikomą szansą na odnalezienie Tomka...”
Dario:
-Jak oceniliście odmrożenia Elizabeth? Wyglądały poważnie?
Denis:
-Nie wygladały najgorzej, niewątpliwie są to odmrożenia, ale widziałem już kończyny w gorszym stanie. Myślę, że uda się uniknąć operacji i już po roku wróci do wspinaczki, a my będziemy mogli obserwować jej wspaniałe wejścia.
Dario:
-Ręce czy nogi wygądały gorzej? Gdzie Elizabeth ma większe odmrożenia?
Denis:
-Jeśli chodzi o nogi to nie jestem pewien natomiast palce u rąk widziałem w nocy. Były bardzo biała i kiedy zaczęły się ogrzewać delikatnie czerniały, ale też nie mocno. Myślę, że nie są to drastyczne odmrożenia.
Dario:
-Nie widzieliście ratunku dla Tomka?
Denis:
-Po odpoczynku musiliśmy zdecydować: Pomóc przeżyć Elizabeth, albo kontynuować wspinaczkę ze znikomą szansą na odnalezienie Tomka… Wiedzieliśmy również o zbliżającym się załamaniu pogody. Prognoza na najbliższe dni była bardzo zła. Stało się oczywiste, że musimy pomóc Eli, która była skrajnie wyczerpana i dlatego skupiliśmy się na ratowaniu jej życia. Ani Ja, ani nikt z reszty ekipy ratowników nie był w stanie pomóc Tomkowi. Minęło około 80 godzin od kiedy tomek zaczął odczuwać objawy choroby wysokościowej, a Elizabeth potwierdziła, że jest z nim bardzo źle. To bardzo trudne, kiedy wiesz, że nikt nie jest mu teraz w stanie pomóc…
Dario:
-Wiesz czy udało im się wejść na szczyt?
Denis:
- Tak zdobyli szczyt. Eli nam to potwierdziła.
„Chcemy jak najszybciej wrócić do bazy pod K2, żeby kontynuować realizację naszego celu”
Dario:
-Myślisz, że bez Waszej pomocy Eli udałoby się zejść na dół?
Denis:
-Cuda się zdarzają. Myślę, że jest bardzo silna, ale od rana siła wiatru znacznie wzrosła, aż przeistoczył się w prawdziwy huragan i mam dużo wątpliwości czy helikoptery mogłyby dolecieć do wysokości do jakiej zdołałaby zejść. Dodatkowo dłonie w wyniku przemrożenia odmawiały posłuszeństwa, a zejście ścianą Kinschofera jest naprawdę bardzo trudne, nasza pomoc w tym momencie okazała się kluczowa.
Dario:
-Jaki macie teraz plan działania?
Denis:
-Musimy trochę odpocząć tutaj w Skardu i jak najszybciej wracać do naszej ekspedycji pod K2 bo to jest nasz cel. To był zaszczyt brać udział w akcji ratunkowej na Nandze ale naszym celem jest pierwsze zimowe wejście na K2.
Dario:
-Jak wrócicie do bazy? Treking?
Denis:
-Nie, zabierze nas śmigłowiec. Tyle, że w chwili obecnej panują fatalne warunki i jesteśmy zmuszeni czekać na poprawę pogody.
Dario:
-To będzie dobry dla Was czas na odbudowanie siły…
Denis:
-Jasne! Ale nie mogę tego mówić(śmiech). Nasz szef Krzysztof Wielicki chce nas widzieć jak najszybciej w bazie w pelni skupionych na celu…
Dario:
-Jak wygląda sytuacja na K2?
Denis:
-Jak na każdej ekspedycji. Idziemy krok po kroku. Oswajając i „osprzętowując” górę. Są optymistyczne prognozy pogody na początku lutego i myślę, że krok po kroku osiągniemy nasz cel. Zespół jest bardzo silny, zmotywowany, jesteśmy silni psychicznie i czerpiemy radość z Góry.
Dario:
-Zawsze mówiłeś, że nie chciałeś iść na Nangę zimą a teraz znalazłeś się na czele akcji ratunkowej na tej górze…
Denis:
-Teraz jestem na Narodowej Zimowej Wyprawie na K2. Następne zimowe wejście to będzie Broad Peak i Gasherbrum I prawdziwe zimowe wspinaczki. Znasz moją opinię: zima to grudzień, styczeń i luty… Jeśli będę mógł podjąć próbę zimowej wspinaczki na Broad Peak i Gasherbrum I to na pewno to zrobię.
Źródło:
Zapraszamy do lektury książki: "Czekan Porucznika" autorstwa Denisa Urubko
Tłumaczył:
Michał Bębenek
Krystian Madeja